piątek, 11 październik 2024
Hejt stop! Czy będzie po staremu?

Śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza to pokłosie radykalizacji polskiej sceny politycznej. Ta tragedia to także rezultat hejtu i wszelkiej nienawiści, które zatruwają właściwie niemal każdy element naszego życia.

Hejt to choroba, złośliwy nowotwór, który degraduje dyskusję publiczną, który niszczy międzyludzkie relacje, doprowadza do tragedii. Ofiarą tej nienawiści może stać się właściwie każdy. Polityk, samorządowiec, urzędnik, lekarz, nauczyciel, uczeń, sportowiec, aktor, rolnik, sprzątaczka, emeryt… Właściwie nikt nie jest wolny od tej zarazy. Często strach coś zrobić, strach zabrać głos, bo wyśmieją, bo będą „jechać jak po burej suce”, bo zwyzywają, bo obgadają rodzinę… Najlepiej więc własne zdanie, ambicje i pomysły schować do kieszeni i nie wychylać się.Wolność słowa
Hejt wyhodowaliśmy, ciesząc się wolnością słowa. „Jestem wolnym człowiekiem i mogę mówić, co mi się podoba”. Agresywna retoryka, polegająca na potępieniu w czambuł każdego, kto ma inne zdanie, zyskała bardzo dużą popularność, bo nie wymaga ani dużej wiedzy, ani umiejętności prowadzenia dyskusji, ani tym bardziej kultury. A najczęściej też nie wymaga odwagi – łatwiej bowiem wylać jad na internetowym forum niż powiedzieć coś komuś w twarz.
Zhejtowanym, zaatakowanym możemy być dosłownie za wszystko. Okazuje się, że kubeł pomyj można wylać na przykład na młodą kobietę, która zamieszcza w internecie dwa zdjęcia. Na każdym jest w innej sukni ślubnej. A pod fotografiami pyta, w której lepiej wygląda (bo naturalnie szuka sukni na swój ślub). Krytykom nie wystarczy napisać, że „w żadnej” albo „w innym modelu będziesz wyglądała korzystniej”. Lepiej nazwać ją „totalnym bezguściem”, „idiotką”… Niczym nadzwyczajnym nie jest też hejt w stosunku do osoby ubierającej się niekonwencjonalnie. „Pedał”, „Jakbym spotkał go na ulicy, to bym go za….bał”. Ktoś o innym zapatrywaniu na świat, o innym wyglądzie od razu staje się przeciwnikiem, którego trzeba poniżyć, zdeptać, zmieszać z błotem, przeżuć i wypluć. Czy to wszystko narodziło się z braku podstawowej empatii? Może z osobistej frustracji? Od słów do czynów
Najczęściej bagatelizujemy słowną nienawiść. Nie czytamy jadowitych treści na forum albo machamy ręką w geście rezygnacji, wiedząc, że nie ma sensu reagować na chamskie komentarze. Czasem jednak sytuacja przybiera niebezpieczny obrót. Zaszczute przez rówieśników dziecko podejmuje samobójczą próbę. Albo człowiek zachęcony wszechobecną słowną agresją, podsycany nienawiścią decyduje się odebrać komuś życie.

Poziom hejtu przeraża. Dosłownie w nim toniemy. Ale czy możemy się temu dziwić, jeśli tylko pomyślimy o tym, jak wygląda poziom
debaty politycznej w Polsce? O „Dorżniemy watahy” – mówił na temat swoich przeciwników politycznych Radosław Sikorski, który był przecież dyplomatą(?). „Zdradzieckie mordy” i „kanalie” to z kolei określenia, których użył w odniesieniu do opozycji Jarosław Kaczyński. Takie radykalne wypowiedzi, w połączeniu z bezkresnym morzem jadu stworzonym w internecie, mogą być zachętą do czynów. Z pozoru spokojny obywatel może w końcu uznać, że trzeba „dorżnąć watahę” albo wyeliminować „zdradziecką mordę”.

Hejt samorządowy
Retoryka nienawiści przeniknęła też do samorządów. Widzieliśmy to doskonale podczas kampanii wyborczej. Doszło do tego,
że sąsiad sąsiadowi przestał podawać rękę, a koleżanka wyzywa koleżankę na forum interne- Hejt Stop! Czy będzie po staremu? towym. „Kowalski ukradł pieniądze z gminy”, „Nowak bije żonę”, „Wiśniewską to trzeba w łeb”, „Mózg Kowalczyka to najlepiej podłączyć do prądu i zresetować”. Niesamowite, jak wyborcze emocje obezwładniają, jak potrafią zniszczyć międzyludzkie relacje, jak wyzuwają z empatii. ”W życiu bym się nie spodziewał, że znajomy, z którym tyle razy rozmawiałem, z którym nigdy nie miałem zatargu, podczas kampanii będzie atakował moją rodzinę, że będzie mnie oskarżał o jakieś przekręty. Byłem w ciężkim szoku” – powiedział mi w październiku jeden z samorządowców z powiatu grójeckiego. Niesmak budzi w nas poziom dyskusji na forum rady powiatu grójeckiego. Nie chodzi tu oczywiście o naturalny spór polityczny, lecz o formę, w jakiej jest on prowadzony. Wprawdzie nie mieliśmy tu „zdradzieckich mord” i „dorzynania watah”, ale określenia typu „zamknij się” nie powinny padać na sesjach. Może nie nawołują one do nienawiści, nie są typowym hejtem, ale oddalają od porozumienia i pogłębiają podziały.
Emocje i zbrodnia
Morderstwo Pawła Adamowicza to nie pierwsza zbrodnia inspirowana falą hejtu i podziałami politycznymi. Ponad 8 lat temu w łódzkim biurze PiS z rąk fanatyka zginął Marek Rosiak. Zabójca Ryszard Cyba nie krył, że kierowałynim motywy polityczne. Swoich pobudek nie krył też Stefan W., który odebrał życie prezydentowi Gdańska. Podobieństwa są oczywiste. Oba morderstwa są zbrodniami politycznymi. Niezaprzeczalnym faktem jest, że zarówno Adamowicz, jak i Rosiak, zginęli pełniąc swoje obowiązki. Stracili życie, bo byli związani z konkretną formacją polityczną. 8 lat temu, gdy zginął Rosiak, także głośno apelowano o porzucenie języku nienawiści. Nie brakowało słów, że odpowiedzialność za śmierć tego człowieka spada po części na polityków, którzy swoimi ostrymi wypowiedziami antagonizują społeczeństwo, pogłębiają podziały. „Zabójstwo Marka Rosiaka było pierwszym zabójstwem politycznym w dziejach III RP. To była reakcja na kampanię nienawiści, którą prowadzono przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Ta kampania budziła emocje i to emocje doprowadziły do zbrodni”– mówił 3 lata po śmierci Rosiaka Jarosław Kaczyński. Dziś, ledwie kilka dni po śmierci
Pawła Adamowicza, do wszystkich polskich uszu znów docierają apele o to, by skończyć z hejtem i mową nienawiści. Czy znów politycy na chwilę się wyciszą, a potem – tak jak mają w zwyczaju – przystąpią do sączenia jadu zatruwającego społeczeństwo? Cudu raczej nie będzie i znów rzucą się sobie do gardeł. Zresztą niektóre media i niektórzy politycy nawet w obliczu łez rodziny, przyjaciół i gdańszczan nie zachowali się godnie. Celowo nie przytaczam przykładów – wstyd bowiem zwykłemu obywatelowi za to, co się dzieje. Nikt nie posypał swojej głowy popiołem. Rozpoczęło się natomiast typowe szukanie winnych w przeciwnym obozie i spychanie odpowiedzialności na kogoś innego. Idealnie obrazują to słowa Rogera Scrutona, brytyjskiego filozofa i pisarza: "Walka z mową nienawiści polega na przypisywaniu własnej nienawiści przeciwnikom politycznym". Czy znów, czyjś maż, ojciec, syn, brat za to zapłaci? Ale może chociaż my, zwykli obywatele, znajdziemy w sobie trochę wyrozumiałości, empatii i nieco częściej będziemy prowadzić dyskusje łagodniej, kulturalniej, bez obrażania, poniżania i nawoływania do nienawiści. Nieco częściej będziemy zważać na słowa. Bo przecież mogę one ranić równie ciężko jak nóż…


Dominik Górecki